niedziela, 26 lipca 2009

MŠK Žilina - FK Senica 26.07.2009


Fotorelacja wraz z opisem z meczu 3 kolejki, Corgon Liga, sezon 09/10.
Państwo: 3














MSK Zilina-FK Senica 26.07.2009 (3-0) 1-Poziom-Słowacja 
Att: 3908 H:17.30 Cena:3Eur FOT MOV1/5
Stadion Pod Dubňom (Zilina)


Zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od domu, a mi zapachniało wielką Europą, bowiem na Słowacji od niedawna obowiązuje waluta EURO.

W Zilinie byłem kilka godzin przed meczem. Auto zaparkowałem obok supermarketu, nieopodal stadionu.

Potem poszedłem zwiedzać miasto. Najważniejsze zabytki miasta, rynek są niedaleko od obiektu MSK Zilina.




Kiedy szedłem już na stadion na rondzie minął mnie autokar z piłkarzami FK Senica.

Elewacja głównej trybuny stadionu Pod Dubnom. Podobnie wyglądają pozostałe trybuny.

Pierwsze spojrzenie na stadion. Zaskoczyła mnie jego nowoczesność, bliskość trybun od boiska, które było równe jak stół. Przed meczem Ekstraklasy słowackiej, trafiłem na jakieś spotkanie juniorów MSK Zilina z Pilznem.

Idealnie przygotowana płyta.

Obiekt jest przepięknie położony u zbocza góry.

Z takim telebimem nie spotkałem się nigdy wcześniej na meczu.

Zilina w swoich barwach klubowych tzn. na żółto - zielono.

Widoczna trybuna na przeciwko została dopiero co wybudowana i nie była na moje oko jeszcze oddana do użytku na ten mecz.




Z widocznej trybuny z reguły doping prowadzą fani gospodarzy. Tym razem nie było jednak zorganizowanego wspierania swojej drużyny.

Na skraju trybuny w sektorze gości pojawiła się około 20 osobowa grupa kibiców z Senicy. Także zbytnio się nie wysilali w czasie meczu.





Gospodarze pewnie zwyciężyli 3-0 i wskoczyli na 3 miejsce w tabeli. Był to jednostronny, żywy mecz ale bez dopingu, który i tak utkwi w mojej pamięci. Czułem się trochę jakbym pojechał, gdzieś daleko na zachód Europy, na mecz dobrej drużyny. Słowacja to było trzecie państwo, gdzie byłem na meczu.

Gdy wyjeżdżałem z Ziliny było jeszcze jasno.

Granica Słowacko-Czeska w miejscowości Svrcinovec, 40 km od Ziliny. Po kolejnych 40 minutach była już granica Czesko-Polska. Do domu dojechałem, kiedy było już ciemno. Następnego dnia odkryłem, iż zapomniałem zabrać na moją wyprawę Prawa Jazdy a wiadomo, że ze Słowacką Policją nie ma przelewek. Na szczęście nie natrafiłem na drogówkę.

Suplement: Po latach uznałem, iż tym meczem rozpocząłem swoją przygodę z groundhoppingiem, gdyż był to mój pierwszy dalszy wyjazd na mecz. Magnesem była tylko i wyłącznie chęć odhaczenia pięknie prezentującego się stadionu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz